piątek, 12 lutego 2016

Rozdział 12.

- Cholera.
Głośny trzask, jeszcze więcej przekleństw i szum spływającej wody.
Lekki powiew zimnego listopadowego rannego powietrza nie jest tym co właśnie w tym momencie pragnęłam. Owinęłam się szczelniej kołdrą i zamknęłam oczy z nadzieją że jeszcze zasnę. Przecież umówiłam się z Maggie dopiero po popołudniu więc bardzo bym chciała spożytkować ten czas lepiej niż na słuchanie mężczyzny który nigdy nie potrafi się cicho zachować.
Zrzucenie chyba wszystkich butelek z płynami w łazience to już chyba było apogeum mojego zażenowania i złości więc wstałam z łóżka, okryłam się kocem znajdującym się na bujanym fotelu i wyszłam z pokoju gościnnego stają twarzą w twarz z Dylanem.
Wciąż tego samego nieziemsko przystojnego Dylana, mojego męża, który jest najbardziej znienawidzoną przeze mnie osobą.
- Obudziłem Cię?
Nie powiedział tego jak kiedyś, z przejęciem, powiedział to jak nauczyciel wręczający uczniowi sprawdzian 'jedynka, masz dwa tygodnie na poprawę'.
Nie pocałował mnie, jak kiedyś na powitanie
Nie spojrzał na mnie, jak kiedyś z miłością i troską.
Nawet tego nie oczekuje.
- Mógłbyś zachować się nieco ciszej?
- Mógłbym.
- Dziecko niebyt dało mi dzisiaj...
- Twój problem - wszedł mi w słowo
Jasne że mój. Naważyłam tego piwa i teraz sama muszę je wypić. Zacisnęłam zęby i odwróciłam twarz na bok by Dylan nie zauważył jak wielki ból sprawiły mi te słowa.
- Patricia - powiedział łagodnie. Chyba jednak zwrócił uwagę na moje zachowanie - ja... ja na prawdę Cię kochałem. Całym moim sercem. Byłaś tylko ty. Wiem, nawaliłem, wyjechałaś ale z porównaniem do ciebie nie zdradzałem Cię. Wybaczam Ci ale my? Tego już nie ma
- Eddie, coś się stało, czemu tak długo się nie odzywałeś? Kiedy wracasz?- zapytałam z entuzjazmem. Mija już prawie miesiąc a on wciąż nie wrócił do Liverpool. Miał wyjechać na dwa tygodnie ale cóż tak wyszło. 
- Patrcio... Ja nie wracam..
Ale jak to nie wraca? Przecież musi wrócić, do mnie. Mam zostać teraz sama? Jak to? 
- Co masz na myśli mówiąc że nie wracasz? 
Przeraziłam się. Nie może mnie zostawić. Jest całym moim światem. Do oczu napłynęły mi łzy. Oczywiście że to przez moją ciążę. Nie płakałam nigdy zbyt często. Nawet po moim poważnym zerwaniu z Eddiem przepłakałam tylko jedną noc. 
- Okłamałem Cię.
- Eddie co ty do cholery mówisz!? Nie strasz mnie! - mój oddech przyspieszył 1000 razy. A co jeśli mówi prawdę?

- Dylan, przepraszam Cię.
- To nic nie zmieni.
- Wiem. Papiery rozwodowe już gotowe?
- Prawie, myślę że to kwestia kilku dni. Dobranoc Patricio.
- Co ja mam bez ciebie zrobić? - zawyłam niczym pies.
- Musisz wrócić do Dylana, twojego męża, nie pamiętasz? 
Nie odezwałam się ani słowem gdyż nie byłam w stanie.
- Kocham Cię najmocniej w świcie Patrcio.
- Ja też. Ja też ciebie kocham, nie Dylana, ciebie. Nie mogę wrócić do niego. Nie po tym co zaszło między nami
A potem już słyszałam tylko jak Eddie płakał. Nie mogłam znieść dalej tego, tego całego bólu więc zakończyłam połączenie i ... tak pewnie wszyscy wiedzą że po prostu płakałam.

Dylan zostawił mnie samą w pustym mieszkaniu. Chciałam jeszcze spać, ale wróciły wspomnienia i nie byłam wstanie nic innego robić.
Tęsknię za Eddiem.
Najmocniej na świecie.
Gdy wróciłam nie cały miesiąc temu wydawało się że wszystko jest w należytym porządku. Myślałam że to może kolejny nowy początek mojego szczęścia ale tak nie było. Udałam że jestem szczęśliwa. Pozwoliłam się nawet pocałować Dylanowi jednej nocy. Ale gdy tylko zamknęłam oczy widziałam twarz Millera.
Człowiek może kochać wiele osób ale tylko jedną kocha najmocniej. Tą osobą nie jest Dylan i pewnie nigdy nie był.
Jeśli chodzi o kwestie mojego małego słoneczka, które się jeszcze nie narodziło to zawsze miałam jakieś wątpliwości czy aby na pewno było ono dzieckiem Dylana. Ale przecież byłam przykładną żoną 'kochającą' swojego męża. Po rozmowie z Maggie właściwie wszystko się zmieniło. Przyznała mi że podczas jednej z jej hucznych imprez urodzinowych (tak, wszyscy uwielbiają Maggie, wcale się nie dziwię. Ma naprawdę masę znajomych z którymi utrzymuje stały kontakt) pojawił się Eddie. Nie wiem ile wtedy wypiłam ale prawdopodobnie skończyłam w łóżku z nim. Szczerze mówiąc myślałam że po prostu miałam jakieś urojenia i całkowicie wykluczałam tą opcję.
Tak na prawdę Eddie i Maggie ukrywali przede mną prawdziwą historię, co więcej nawet podejrzewają że dziecko jest właśnie jego.
A ja? Ja jestem tego 100% pewna.
Powiedziałam wszystko Dylanowi. Że go zdradzałam, że dziecko nie jest jego.
Zdziwiłam się jego reakcją. Nie uderzył mnie (tak tego chyba się najbardziej bałam), nie zaczął krzyczeć tylko zaczął płakać.. tez płakałam jak mu to wszystko mówiłam, było to dla mnie naprawdę trudne. Przeżyłam z Dylanem wiele wspaniałych chwil.
Postanowiliśmy wziąć rozwód i do czasu gdy nie dowiemy się kogo jest dziecko będzie mi pomagał we wszystkim. Oczywiście w granicach. Nigdy nie myślałam że będę czuła się tak okropnie, że będę w stanie zdradzić mojego męża. 'No dobre i na złe' chyba jednak się nie udało.
Zostałam wychowana w wierze protestanckiej jednak Dylan jest chrześcijaninem. Nalegał byśmy wzięli ślub kościelny ale ja byłam przeciw temu. Na szczęście szanował moje zdanie.
Naprawdę liczę że znajdzie szczęście z kobietą która go pokocha. Że będzie mógł ją poślubić w kościele, przy świadkach i Bogu.
Śmieszne jest to, że jak kiedyś rozmawiałam z Eddiem na temat ślubu, gdy poprosił mnie bym wzięła z nim ślub kościelny od razu się zgodziłam.
Zatrąciłam się wspomnieniach tak, że gdy usłyszałam dzwonek do drwi, nieźle się przestraszyłam.
- Eeee, hej, Patricio.
To był Pierre.



Cześć wszystkim! 
Pierre to brat Eddiego jakby ktoś nie pamiętał (no jasne że nikt nie pamięta xd)
Rozdział pewnie by się nie pojawił gdyby nie Klaudia, która strasznie mnie pokarała swoim ostatnim opowiadania :< 
No cóż, do następnego rozdziału, być może :* 

sobota, 22 listopada 2014

Rozdział 11.

- Opisuje wektor, osiem liter, pierwsza na k.
- Nie wiem, kierunek?
- Ozdobne obramowanie wejścia na a.
- Daj już spokój z tą krzyżówką, Pat.
Oderwał się na chwile od laptopa by spojrzeć na mnie. Leżałam na plecach na Jego łóżku trzymając w dłoniach jakieś stare wydanie krzyżówek, które znalazłam gdzieś w kuchni pod ladą.
- Miałeś to już skończyć pół godziny temu - powiedziałam z wyrzutem siadając na materacu - zaraz przyjdzie Pierre i z naszego wyjścia nic nie wyjdzie.
- Przykro mi, praca to praca.
Westchnęłam i opadłam z powrotem na łóżko.
Bez podpisu.
Proste! Anonimowe.
Ale..
- Jak się nazywa to duże jezioro w Estonii? - spojrzałam w stronę biurka, gdzie powinien siedzieć Eddie. Ale zamiast tego znalazł się na de mną.
- A jak Cię pocałuje, to w końcu przestaniesz rozwiązywać te głupie krzyżówki?
- Bardzo kusząca propoz... - natychmiast pocałował mnie kładąc rękę na moich plecach. Drugą ręką wyrawał mi z rąk gazetę i wyrzucił gdzieś za siebie.
Byłam w niebie. Byłam z nim. Byłam z nimi. W Niebie nie było miejsca na różne złe rzeczy, które działy się na Ziemi, tam w Leeds. Dlatego tak cały czas uważałam to za fikcje. Przecież byłam szczęśliwa. Byłam kochana. Nie tylko przez niego. Ale także przyjaciół.
Już wkładałam ręce pod jego koszulkę kiedy usłyszeliśmy dość głośnie prychnięcie z nutką rozbawienia.
Oderwałam się do Eddiego to chyba mało powiedziane. Po prostu odepchnęłam go z całej swojej siły i natychmiast usiadłam na łóżku blondyna tyłem do drzwi. Na pewno moją twarz przykrywała teraz czerwona barwa. I nawet założyć się mogę że wszyscy w pokoju słyszeli moje bicie serca.
- No, no, no - powiedział Pierre. Od razu wiedziałam że to on. Tylko on wchodzi w nieodpowiednich momentach. Widzi młody zdecydowanie za dużo. - wiedziałem, że coś na pewno się kroi ale żeby aż tak? - zaśmiał się. - zaraz, okłamaliście mnie. Bracie...
Odwróciłam się w stronę drzwi kiedy poduszka, którą rzucił Eddie trafiła Młodego.
Miałam tylko nadzieję, że nie byłam już czerwona.
Zabrałam z podłogi moje kapcie i szybko wybiegłam z pokoju zostawiając chłopaków samych, chcąc pozostać samej.
Sierpień
Dalej wakacje.
Dalej Ameryka.
Dalej z Nim.
Wszyscy w domu i tak już oficjalnie wiedzą, że Eddie znów jest dużą częścią mojego życia. Powiedzieć, że jest moim chłopakiem było by trochę dziwnie zważając na Dylana który jest moim mężem. Ale tylko cywilnie. 'Świstek papieru, nic takiego' powiedziała kiedyś Piper, która zdaje się nie doznała jeszcze prawdziwej miłości.
Do naszego grona dołączyła jeszcze jedna amerykanka, Nina.
Również oficjalnie wszyscy wiedzą, że jest z Fabianem. A ja z nieoficjalnych informacji wiem, że próbują zwiać do Egiptu. Jedyne co ich trzyma to praca Ruttera. Wykłady zajmują jemu na prawdę masę czasu a przecież nie może wyjechać, zostawiając uczniów.
Joy od jakiegoś czasu mieszka ze swoim chłopakiem. Brakuje mi jej bo przecież tylko dzięki niej tu teraz jestem. Z tego co wiem ostatnio miała ostrą kłótnie  z KT (śmieszne, prawda?) i od tego czasu nie zjawiła się w domu. Nina, która jako jedyna była wtedy jeszcze w domu powiedziała, że chodziło o pracę, ale szczegółów nie zdradziła.
Wszyscy pracują, tylko ja siedzę w domu cały czas sama. Ciekawe, że na moją kartę wciąż przybywają pieniądze. Czyżby zasługa mojego męża?
Podeszłam do drzwi, gdy usłyszałam pukanie.
Przed progiem stała dziewczyna, nie mogła być starsza ode mnie. Jej wygląd świadczył pracę przy biurku, pewnie w jakieś popularnej firmie.
- Cześć - uśmiechnęła się szeroko pokazując rząd na prawdę zadbanych białych zębów.
Na pewno jest bogatszą osobą, po prostu na taką wygląda.
- Szukam Eddiego.
Bam. Czar prysł.
- Jest w pracy - odpowiedziałam.
Pisał jakieś 30 minut temu, że się spóźni.
- Wyszedł dwie godziny temu - powiedziała płynnie. - mam mu do przekazania te dokumenty. - wskazała na gruby plik kartek, które trzymała jedną ręką przyciągniętą do brzucha - zaraz, ty musisz być Patricia. Eddie cały czas o tobie mówi. - mówiła cały czas, gdy przekazywała mi materiały - jestem jego partnerką. Partnerką z pracy rzecz jasna - zaśmiała się nerwowo. Pewnie zrobiłam taką minę typu "że co!?"
- Tak, Patrcia, miło - podałam jej rękę - zgaduje, że Shelia. Eddie wspominał.
  Uśmiechnęła się znów potwierdzając moje słowa.
Po czym przypomniałam sobie:
- Ale jak to dwie godziny temu?
- Nie mam pojęcia, mówił, że ma coś pilnego do załatwienia. Ale raczej nie powinnam się wtrącać.
Powoli odwróciła się i zaczęła iść w stronę samochód. ''Do zobaczenia'' rzuciła jeszcze.
- Dzięki za te - podniosłam swoją rękę do góry - kartki- ale chyba już nie usłyszała.
Dokumenty jak zwykle położyłam na szklanej ławie a sama położyłam się na sofie. Wzięłam pilot do ręki i okryłam się miękkim, zielonkawym kocem.
O tej porze zawsze leciał serial, który od jakiegoś czasu oglądam przez Ninę.
Gdy tylko się zaczynał, Nina zawsze się darła, żebyśmy jej nie przeszkadzali, jak to robiliśmy od początku.
Potem, gdy już kompletnie nie mogłam nic robić (nawet jeść!) zaczęłam dosiadać się do Martin i oglądać razem z nią. I tak to się zaczęło.
Właśnie pokazali sponsor programu więc odłożyłam więc pilot i jeszcze bardziej opatuliłam się kocem.
A reszty to już w ogóle nie pamiętam.
Obudziłam się dopiero jakiś czas później, gdy Eddie wchodził do domu. Odłożył klucze na blat, podszedł do mnie i standardowo pocałował mnie w czoło, tym razem budzą mnie.
Otworzyłam zaspane oczy uśmiechając się szeroko widząc przed sobą Millera.
- Cześć-  wyciągałam rękę by dotknąć nią jego idealnie delikatnych włosów.
Ale przypomniało mi się, że mnie okłamał.
Przestałam się uśmiechać i natychmiast usiadłam na sofie.
W dodatku spałam dwie godziny co daje Eddiemu aż cztery godziny.
- Coś... coś nie tak? - przyjrzał mi się uważnie.
- Okłamałeś mnie- odepchnęłam jego rękę, którą chciał mnie dotknąć.
- Słucham? 
- Okłamałeś mnie - powtórzyłam wiele głośniej - pisałeś, że musisz zostać dłużej w pracy!
- Tak było - bronił się.
Wiem, zachowywałam się jak zazdrosna stara żona ale musiałam. To kłamstwa były jednym z powodów rozpadu naszego poprzedniego związku. Nie chce po raz kolejny stracić tak ważnej dla mnie osoby. 
- Przyszła Shelia. - wskazałam na stos papierów leżących przede mną. Otaksował je wzrokiem i znów spojrzał na mnie, nie odważając się powiedzieć choćby słowa. Stał przede mną z zaciśniętymi ustami i wyrazem twarzy pełnym skruchy. 
- Nie, nie, nie.. To nie tak- usiadł obok mnie uważnie mi się przyglądając jakby prosił mnie  o pozwolenie.
- To mi to wytłumacz - głos mi się złamał a z oczy poleciało kilka łez.
Miałam bardzo czarne myśli. Tak, owszem, nawet myślałam o tym, że mnie zdradza. Może byłam znów w nim zakochana po uszy i nie zauważyłam, że znikał na dłuższy czas.
Teraz to łzy kapały jedna po drugiej. Ta wizja jest dla mnie na prawdę ciężka.
- Patricio, proszę nie płacz- przygarnął mnie do siebie a ja o dziwo nie stawiałam sprzeciwu- Przecież wiesz, że kocham Cię z całych sił ale...- teraz to jemu głos się złamał.
Skończył zdanie na ''ale'', a jest to najgorsze co człowiek może może popełnić. Byłam teraz w jeszcze większej niepewności niż przedtem. 
- Mam problemy - wyrzucił z siebie z bólem w głosie. - znaczy problem.
W pomieszczeniu zapadła niezręczna cisza. 
Poczułam się podle. Jak mogłam pomyśleć, że mnie zdradza? Sam znów to zaczął. I to ja dla niego zdradzam swojego męża. Gdyby mnie zostawił, przecież znów musiałabym być z Dylanem, żeby przeżyć. 
- Tak bardzo mi odbiło, Eddie - łgałam dalej - po prostu nie jestem w stanie Cię znów stracić.
Przecież za czasów licealnych tak ciężko było nam się dogadać. Ale przebrnęliśmy przez to i kto by się spodziewał, że zakochamy się w sobie bez granic. Tak ,że nie jestem w stanie myśleć racjonalnie.
- Hej, hej - przytulił mnie do siebie mocniej - nie stracisz. Obiecuje. 
- Chciałam gdzieś z tobą dziś wyjść, skoro jutro wyjeżdżasz ale, ale teraz to jedynie mam ochotę na całe pudełko lodów czekoladowych.
Uśmiechnęłam się do niego, odklejając se od niego. Chciała mu tym pokazać, ze rozumiem, że się już nie gniewam na niego.
Choć ta sprawa z jego problemami nie daje mi spokoju. 
- o t y m - coś widzę, że będzie to temat tabu - porozmawiamy później,okej? - dodałam by nie czuł się spięty - lepiej idź już po te lody- byłam w stanie pokazać mu szczery usmiech
- Skoro jutro wyjeżdżam to może spożytkujemy ten czas wiele lepiej? - teraz to on wyszczerzył się, niebezpiecznie dotykając moich pleców - poza tym możemy być n prawdę głośno a i tak nikt as nie usłyszy. 
Fakt. Wszyscy mieszkańcy poszli dziś do jakiegoś baru obchodzić urodziny kogoś tam. Ja natomiast postanowiłam zostać w domu. Chciałam ten wieczór spędzić z Eddiem
Przywarliśmy do siebie ustami w samym momencie a już po chwili ściągałam z  niego jego marynarkę. Zrzuciłam z siebie koc i wciąż się całując udaliśmy się do jego pokoju. Stop. Naszego pokoju. Przecież przebywałam tam większość czasu.
I jak to zwykle bywa po tej małej kłótni wylądowaliśmy razem w łóżku. 
A potem o sen już nie było trudno. Noc zdecydowanie była za krótka bo kiedy sen w końcu zaczął się rozkręcać usłyszałam budzik Millera.
Nałożyłam poduszkę na głowę ale to nic nie dało.
- Eddie - starała się to powiezie głośno ale okazało się, że miałam niezłą  chrypę. 
Nawet go walnęłam ale on dalej spał jak zbity.
Znalazłam jego telefon gdzieś pod jego poduszką i spokojnie nacisnęłam jakiś klawisz z nadzieją, że nie włączy się ''drzemka''. W ciszy teraz mogłam położyć telefon na półkę nocną, którą miałam na wyciągnięcie ręki i odpłynęłam w objęciach Morfeusza.


 Hej, rozdział dla Łucji bo gdyby nie twój wpis pewnie jeszcze nie napisałabym niczego :))) Kc:*

poniedziałek, 11 sierpnia 2014

Rozdział 10.

- Listonosz!
Joy zbiegła ze schodów o mało co się nie przewróciła. Od trzech tygodni czeka już na jakiś ważny list dotyczący pracy. Skończyła wymarzone studia dziennikarskie i znów wysłała CV do kilku redakcji (bardzo popularnych redakcji..). Pracowała już wcześniej jako dziennikarka ale... ale odeszła. Z tego co wiem, napisali jej bardzo pozytywne świadectwo pracy. Z taką opinią myślę, że dostanie się bez problemu, tam, gdzie marzy.
- I co? - zapytałam odkładając kryminał Sofie Sarenbrant.
- List do Eddiego, Fabiana no proszę także do KT - mówiła to rzucając pojedynczo każdą kopertę na blat kuchenny - Ale do mnie nic. Zaczynam tracić już nadzieję.
- Powinnaś jeszcze zaczekać. Z tydzień.
- Mam dość tego czekania, Patty.
- Chodź tu - wyciągnęłam przed siebie rękę. Skoro jestem jej przyjaciółką (bo jestem?) powinnam ją pocieszyć. 
 Usiadła obok mnie ukrywając twarz w dłoniach, jakby łkając. I gdy już miałam powiedzieć coś, co podniesie ją na duchu, po domu znów roznosi się dźwięk dzwonka.
Mercer nawet nie raczyła podnieść głowy, a nikt nie zeszedł na dół po pięknych, drewnianych schodach więc to mi przepadło otworzeniu drzwi gościowi.
Podeszłam do nich odwracając się jeszcze raz do Joy, która siedziała w tej samej pozie jak przedtem. Obawiam się, że na prawdę płacze.
Otwieram drzwi i widzę:
- Pani Miller!
Natychmiastowo zakładam ręce na piersi, oczywiście wiem, że nie jest to kulturalne ale robię to już automatycznie gdy widzę kogoś znajomego.
Tylko to nie jest zwykła osoba, którą znam. To przecież mama Eddiego!
- Proszę, proszę wejść - mówię, przesuwając się na bok by ustąpić jej miejsca.
Spoglądam na taksówkę, która stoi przed domem a nią stoi chłopak siłując się z walizkami. Odwrócił się w moją stronę, gdy tylko poczuł, że mu się przyglądam.
- Cześć Patricio! Zaraz, czy to jest Pierre? Młodszy prawie dziesięć lat, przyszywany brat Eddiego.
Dwie kompletnie różne osoby.
- Nie wierzę. Pierre Dowell? - jestem z siebie dumna. Wciąż pamiętam jego nazwisko. - ile to w końcu masz już lat?
- Skończyłem w końcu osiemnaście.
- A jednak wciąż jesteś tu.
Ruszył w moją stronę z trzema walizkami, które zostawił pod drzwiami.
- Coś spadło - powiedział nie odpowiadając na poprzednie pytanie.
Podał mi kawałek papieru. Nie, zaraz, to był list. Do Joy.
A więc jest nadzieja. Nie potrzebnie szatynka się tak tym przejmowała?
W sumie jej nie rozumiem. Jest zastępcą dyrektorki innej redakcji a startuje do innej. Do konkurencji.
Z przeciwieństwem do mnie. Ja wcale nie mam pracy.
Zaczynam się zastanawiać jak to dalej będzie. Ale znajdę jaką dorywczą prace (no serio, kto przyjmie do pracy kobietę w ciąży?) albo będę musiała wrócić do Anglii. Do Dylana.
Nie dam rady.
Weszliśmy do salony, w którym Eddie już witał się ze swoją mamą.
- Cześć, młody - Miller jednym ruchem przygarnął Pierre do siebie i po bratersku poklepał go po plecach. 
Uśmiechnęłam się. Wyglądało to całkiem uroczo (uroczo? Hej, co się ze mną dzieje?)
Chciałam już zostawić ich samych. Pewnie chcieli porozmawiać, tu w salonie. I pomyśleć, że może kiedyś do tej rodziny się zaliczałam? 
Już znikałam powoli na schodach gdy usłyszałam głos pani Miller.
- Patricio? Nie zostaniesz z nami? 
Odwróciłam się i spojrzałam na mamę Eddiego, próbując wymyślić jakieś sensowne wytłumaczenie. Ta, uważnie przyglądała mi się. 
A może myśli, że wciąż jesteśmy razem? W końcu jak byliśmy młodsi to często zdarzało nam się rozstawać i znów zchodzić.  
- Bardzo chętnie, ale - ale co? 
- Nie jesteśmy znów razem, mamo.
Brawo Eddie. 
Grunt to być szczerym, prawda?
- Tak, właśnie - uśmiechnęłam się szczerze i po prostu poszłam dalej. 
Do pokoju Joy oczywiście. 
Bardzo chciałam zobaczyć jej minę jak przeczyta, że się dostała. Bo oczywiście się dostanie, mam nadzieję. 
Weszłam jak zwykle bez pukania. Joy siedziała przed macbookiem i wydaje mi się, że z kimś rozmawiała ale natychmiast gdy weszłam zamilkła. 
Postukała w klawiaturę, odpisując, zamkneła laptop i odwróciła się w moją stronę. 
Bez słowa podeszłam do niej podając jej kopertę.
- To...
Pokiwałam głową, równie jej przerywając.
Rozerwała ją jednym ruchem, rozwinęła list i zaczęła czytać. 
- Z radością informujemy, że... O MATKO PRZYJĘLI MNIE! 
Z największym uśmiechem jaki kol wiek u niej widziałam wstała wypuszczając kartę z dłoni i przytuliła się do mnie. 
- Muszę iść do Kary - powiedziała wciąż tuląc mnie. 
- Oczywiście - powiedziałam odrywając się od niej.
Zobaczyłam już tylko pęk włosów i zostałam sama w pokoju. 




Okej, okej. 
Rozdział nudy, ale to dlatego, że jakoś wypadłam z pisania.Następny będzie lepszy, obiecuję!
I będzie więcej Eddiego. W tym rozdziale bardziej skupiłam się na Joy.
Chciałam dodać rozdział w sobotę ( No wiecie Burkely miał urodziny)  ale nie było mnie w domu całą sobotę i niedzielę a nie miałam nic napisane jeszcze :)
Więc, do napisania! ♥

Ommmmmmm ♥♥♥















niedziela, 18 maja 2014

Rozdział 9.

Rano, obudziłam się wyspana jak nigdy. Zegarek wiszący na ścianie wskazywał dopiero po dziesiątej. Pewnie pozostali jeszcze spali. Ciekawiło mnie ile osób zostało na noc.. No ale moje przemyślenia nie trwały długo.
- Dzień Dobry - usłyszałam cichy szept przy swoim uchu.
Nie wiem jak to się stało ale jestem teraz wtulona w Eddiego.
- Dzień Dobry - odpowiedziałam mu  znaczniej głośniej.
Musnął moje wargi swoimi. Tak to mogłabym się budzić codziennie.
- I jak się spało? Tu? - podkreślił ostatnie słowo.
- Nie najgorzej - położyłam dłoń na jego nagiej, umięśnionej klatce i zatoczyłam jedno, nie duże kółko.
- Nie najgorzej? - udał zdziwienie - a co zrobić, by było lepiej? - mówiąc to odwrócił się prawo i już po chwili leżał na mnie.
Złożył pocałunek prosto w usta. A potem przegryzł moją dolna wargę.
- Teraz lepiej?
Zrobiłam obojętną minę i wzruszyłam ramionami.
Znów pocałował mnie w usta a potem szyję i obojczyki. I tak to się zaczęło. 
Moje plecy wygięły się łuk, gdy zjechał pocałunkami jeszcze niżej odkrywając przeważnie zakryte części kobiety.
- A teraz?
Położyłam rękę na jego plecach i przycisnęłam go do swojego ciała trafiając ustami na jego usta. Splotłam pod kołdrą nasze dłonie i popchnęłam go w prawo tak bym teraz ja się znalazła nad nim. Podciągnął moją koszulkę, w której spałam do góry i po chwili owe ubranie wylądowało koło łóżka Eddiego.
- Nie wiem co ten dupek Ci zrobił ale..
- Zamknij się i mnie pocałuj - przerwałam mu przyciskając swoją twarz do jego i wepchnęłam mu swój język do ust.
Nie chciałam z nim teraz rozmawiać o Dylanie. Też sobie porę znalazł. Teraz byłam tylko ja i On. Żaden Dylan, żadna Maggie, żadna K.T.
Rękami sięgnął do moich spodni od piżamy i zsunął je trochę w dół. Na więcej nie pozwoliłam, gdyż cały czas go całowałam. Gdy zabrakło mi już tchu Eddie zmienił pozycję tak, że znów znalazł się nade mną  i już bez problemu ściągnął mi spodnie.

••••••••••••



Znów - tak jak rano - znalazłam się w obcięciach Edddiego. Czułam się po prostu wspaniale. Przy Dylanie, nigdy nie byłam tak szczęśliwa. Owszem radosna - tak ale prze szczęśliwa?
Co chwile łapałam się na tym, że porównywałam Millera do mojego męża.
- Pójdę się wykąpać - powiedziałam do Eddiego i dotknęłam dłonią jego policzka, teraz trochę zaczerwienionego. Ubrałam jego koszulkę (uznałam, że znacznie dłużej zajmie mi ubranie swojej piżamy a jego koszulka była przynajmniej dłuższa), zabrałam wszystkie moje rzeczy, które leżały obok łóżka, uśmiechnęłam się do Eddiego, który bacznie obserwował każdy mój ruch i wybiegłam z pokoju zostawiając go samego. Wchodząc do swojego pokoju modliłam się żeby dziewczyny jeszcze spały. I tak na szczęście było.
Podeszłam do szafy, rozsunęłam ją i wyciągnęłam letnią, niebieską sukienkę. Zabrałam jeszcze bieliznę i ruszyłam do łazienki.
Usiadłam na szafce wspominając chwilę z przed niecałej godziny. Uśmiech sam mi się cisnął na usta. 
Chwile jeszcze posiedziałam tam, zastanawiając się czy wsiąść prysznic czy raczej dłuższą kąpiel w wannie.
W końcu postanowiłam na na to drugie. Odkręciłam ciepłą wodę i stanęłam prosto przed lustrem.
Przede mną stała dziewczyna a raczej kobieta o bardzo wyraźnych rysach. Z lekko podniesionym brzuchem (tak, już wyraźnie widać ciążę). Stała i tak blado się uśmiechała. Niby radośnie ale czegoś brakowało.
A potem poczułam jak coś kopnęło mnie w brzuch. Nie coś. Dziecko.
Cieszyłam się, że będę je miała.
Na początku, było strasznie. Myślałam, że to już koniec. Że już nigdy nie będzie tak jak kiedyś. Będę miała kolejny obowiązek więcej. A Dylan w ogóle mi nie pomoże.
Ale przecież Ono jest moją szansą. Możliwe, że już ostatnią.
Jestem ciekawa ile ten romans z Eddiem przetrwa. Może dłużej niż kto kol wiek mogły się spodziewać?
To będzie nasza tajemnica.
Wchodząc do wanny zalanej po brzegi gorącą wodą i chłodną pianą nie była już tak szczęśliwa. Po prostu czar prysł. A po chwili zalałam się płaczem. Czyli jednak to prawda, że kobieta w ciąży ma swoje humorki. 
Odchyliłam głowę do tyłu opierając szyję o zimną ramę wanny. Czułam jak woda rozpala całe moje ciało. Mogłabym tak zasnąć.
Chciałabym teraz zasnąć.
Obudzić się wieczorem.
Gdy każdy będzie zajęty swoimi sprawami.
Chciałabym uniknąć konfrontacji z wszystkimi.
Tak, z Eddiem też.
Poderwałam się szybko, wyskakując z wanny i wylewając przy okazji małą część wody, gdy usłyszałam dzwonek mojego telefonu. Podeszłam do zlewu zakrywając się puchatym białym ręcznikiem.
Jedna osoba brakowała tylko do tego, by runęło to wszystko to co stworzyłam przez te kilkanaście dni.
Jedna osoba.
Dylan.
Wahałam się, na prawdę. Nie wiedziałam co przyniesie ta rozmowa. Kolejną rozpacz?
Telefon umilkł a ja wpatrywałam się w smartfon do czasu aż się zablokował. 
Owinęłam się szczelniej ręcznikiem i usiadłam na szafce- tej samej, co przed kąpielą. Znałam przecież Dylana najlepiej. Wiedziałam, że za chwile zadzwoni jeszcze raz.
I oczywiście nie myliłam się. Odebrałam telefon w momencie gdy w piosence pojawiły się pierwsze słowa.
- Halo?
- Patricia? To ja Dylan.
- Nie zauważyłam - zakpiłam
Cisza. Długa, bezsensowna, głucha cisza.
- Nie wrócę do Anglii - wyprzedziłam jego pytanie. Nie będziemy wałkować tej samej rzeczy
- Ale, Skarbie..
- Nie nazywaj mnie tak!- warknęłam - dla ciebie to był moment zapomnienia! A dla mnie? Zastanów się, kretynie jeden, jak ja się czułam!
Znów poczułam ten żal.
- Potrzebuje więcej czasu. Wiele więcej.
- Co kol wiek by się stało, Patricio, na prawdę Cię kocham i najbardziej w świecie pragnę, żebyś wróciła. Do Anglii. Do mnie. Nie każ mi tak cierpieć.
Ha! Czy on w ogóle się słyszy!? Nie każ mi tak cierpieć! Też mi coś.
Rozłączyłam się nie wypowiadając ani jednego słowa i zablokowałam jego numer. Ale złość (która pojawiła się, gdy powiedział ostatnie słowa) nie chciała minąć.
Nagle odechciało mi się wszystkiego, o do tej pory zaplanowałam. Zamknęłabym się w tej łazience, w gorącej wodzie (ah, co to za logika, by kąpać się w gotowanej wody, gdy na dworzu jest równa temperatura)
Nawet chciałam zejść do salonu w s u k i e n c e. Wszyscy (oj, tak myślę tu o Amber) dowiedzieli by się, że jestem w ciąży, co ukrywałam przez cały wczorajszy dzień, wieczór i noc.
Zamachnęłam się i rzuciłam telefonem w jedną z ścian. O tak. Teraz już jest dobrze.
Kąpać się teraz już nie będę, bo gdy leże w wannie to zawsze mam takie głupie przemyślenia. A teraz myślałam o Dylanie. Nie chciałam bardziej zakrzątać sobie głowy n i m.
Wytarłam z ciała ostatnie krople wody, po czym się ubrałam.
Wylałam wodę. Otworzyłam okno. Wrzuciłam wszystkie ubrania (włącznie z koszulką Eddiego) do kosza na pranie.
I wyszłam.
- Pat? - usłyszałam zachrypnięty głos Amber.
- Tak?
- Która godzina? - spytała i złapała się za głowę.
- Dochodzi dwunasta - odpowiedziałam podchodząc do biurka, gdzie miałam schowane tabletki. Podałam jej tabletkę razem z wodą w butelce.
Szybko połknęła ją, popiła dużą ilością wody i podziękowała.
- Mogę wsiąść prysznic?
- Oczywiście. Ręczniki są w szafce w łazience. Będę na dole. Zrobię śniadanie.
Ale zanim doszłam do kuchni zorientowałam się, że śniadanie już jest gotowe.
Na wielkim jasno-brązowym stole leżało wszystko czego dusza zapragnie. Dosłownie.
A przy nim stała KT (któż inny fatygował się, żeby to przygotować) i Fabian. Cóż. Tego drugiego w życiu bym się tu nie spodziewała.
- Ale przepysznie pachnie - wzięłam głęboki wdech i podeszłam do przyjaciół - myślałam, że zdarzę coś przygotować na śniadanie sama. Dużo osób zostało? - zapytałam już zajadając kanapkę, którą podała mi Kara. - mmmm, pyszność.
Mieć KT w domu, to na prawdę jest skarb.
- Nie wielu. Została Nina i ...
- Jesteś tego pewna? -  przerwała mu KT.
- Pewna czego? - zapytałam z pełną buzią. Natychmiastowo zakryłam twarz dłonią.
- No w i e s z - podkreśliła - masz sukienkę. Wszystko jej widać.
- Droga KT - powiedziałam gdy już dokładnie przeżułam wszystko co miałam w buzi - jestem mężatką. To chyba oczywiste, że ma się dzieci, czyż nie?
- Tak - czemu odpowiada na pytania retoryczne? - ale jesteś Patricią.
Ty to jest ten moment, w którym powinna jej wszystko wypłakać? I tak miałam już dość zepsuty humor.    
Masz rację KT, masz rację. Nie chciałam tego dziecka, myślałam, że nie będę w stanie nigdy go pokochać. Nie dość, że ma ojca, który kocha tylko swoją pracę, to jeszcze taką bezuczuciową matkę. Nie miało tyle osób się dowiedzieć. Urodziłabym w spokoju (zaraz, tak da?) i oddałabym komuś, kto pragnie dziecka a nie może mieć.
Nie.
Teraz się wszystko zmieniło.
- Ale pachnie! - krzyknęła Amber zbiegając ze schodów. Bynajmniej nie musiałam dalej prowadzić tej rozmowy.
- Kara przyrządziła - powiedziałam Amber na górze że ja to zrobię, a jednak tego nie uczyniłam więc postanowiłam jej od razu powiedzieć kto to zrobił zanim zaczęłaby mnie chwalić.
I spojrzała na mnie.
- O Matko! Pat, ty... ty..! - jej oczy się raptownie powiększyły a usta wykręciły się w największy uśmiech jaki u niej widziałam.
Brawo, zaczęło się.
- Chce być chrzestną i koniec gadania! O Matko! Już sobie wyobrażam taką mała drugą Patricię ganiającą wszędzie! To wszystko co dobre, będzie miała oczywiście po cioci! O Matko, Matko, Matko, nie wierzę!
Czy jej przypadkiem przed chwilą nie bolała głowa i ledwo co mówiła?
- Amber, nie wydzieraj się tak - po schodach zeszła Nina trzymając się za głowę. Ledwo co miała otwarte oczy. Już prawie się przewróciła na schodach (są tak bardzo śliskie) ale podtrzymał ją Fabian, który podszedł w jej stronę, gdy tylko było ją widać.
Posłała mu czarujący uśmiech. Czy ja o czymś nie wiem?
- Nino! - Amber wzięła ją pod rękę i przyprowadziła do stołu - spójrz przed siebie i powiedź co widzisz!
- Widzę..No proszę jakie to niesamowite... widzę Patricię. Ależ niecodzienny widok.
- Patricio, wstań! - powiedziała to takim rozkazującym głosem, że aż się przestraszyłam. I pospiesznie wypełniłam jej rozkaz.
- Patricia w sukience! - posłała szokujące spojrzenie ku panny Millington - i... Patricio, czy to jest...?
- Dajce już spokój- powiedziałam spokojne i wgryzłam się w drugą kanapkę.
___
Boże, co ja zrobiłam?
Z Patrici wiecznie nienażartą kobietę
Z Kary jej biefef
A z Eddiego? O matko.. sama już nie wiem.


No patrzcie, kolejny serial, który oglądałam się skończył :ccc ''Trochę sobie poczekasz , ale wiesz , że on będzie. A nie jak z tda. ;c" Dziękuje za dzielne pociesznie mnie Łucjo. Na prawdę bardzo bym chciałam że Anubis wrócił. Żebym znowu się w tym zakochała no!

Macie na koniec Lolę, która jest ''szczęśliwa''. Eh, najsmutniejsza postać z całego serialu. (Ej no sorry, ona zabiła człowieka- PAMIĘTAJ nie zadzieraj z kobietą w ciąży). A trzeba było nie przespać się z Francisem xD. Ale jest moją drugą ulubioną postacią, to można jej wybaczyć c: 




 


środa, 30 kwietnia 2014

Rozdział 8.

- Maggie, co ty do cholery jasnej wyrabiasz?
- Ratuje sytuację.
- Nie prosiłem Cię o pomoc! - warknął
- Czyli chcesz to wszystko zakończyć? - zapytała.
Właściwie to teraz się wszystko zaczyna.
- Tak czy inaczej Patricia jest prawnie wciąż z Dylanem a ja nie mam szansy by zmienić się z nim miejscem. Nigdy nie będę ważniejszy dla niej.
- Będziesz, jeżeli powiesz jej prawdę.
- Ona mnie znienawidzi.
 Spojrzał za okno. Siedziała na sofie obok Joy, śmiejąc się razem z ową dziewczyną. Wygląda tak pięknie. Gdy się uśmiecha, gdy się smuci. Zawsze.
Już raz go znienawidziła. Nie chce by znów przez niego cierpiała.
- Daje ci dwa tygodnie. Jeżeli jej tego nie powiesz ja to zrobię.
Usłyszał czyjeś kroki. Obejrzał się za siebie i zobaczył tylko burzę włosów i od razu wiedział kto to - Kara Tatiana
Podeszła do niego ale kiedy zobaczyła, że rozmawia przez telefon trochę się wstrzymała. Widać było, że z niecierpliwością oczekiwała naciśnięcia przez chłopaka czerwonej słuchawki lub kluczowego słowa, którym zakończy rozmowę.
- Dzięki za życzenia - postarał się poudawać - Cześć - dodał i rozłączył bieżące połączenie.
Miał Maggie inaczej zapisane w telefonie. Od czasu, gdy przeprowadziła się do nich Pat.
 - Eddie - zawołała KT, gdy ten nie zwrócił na nią uwagi tylko ruszył w kierunku domu. - porozmawiamy chwilę?
Stanął w miejscu i wziął głęboki oddech. Odwrócił się na pięcie i uśmiechnął się do Amerykanki.
- Jasne.
Ale szczerze to nie miał w ogóle z nią rozmawiać. Dręczyła go ta sytuacja teraz. Maggie nie da za wygraną. Prędzej czy później Patricia dowie się prawdy. I chce by dowiedziała się tej prawdy od niego. Musi wymyślić jak to zrobi.
Usiedli na zimnym piasku. Rush od razu przeszła do rzeczy.
 - Chciałabym wiedzieć czy mam jeszcze jakie kol wiek szanse by być z tobą.
Czyli Kara chce być wciąż z nim? Myślał, że tym zerwaniem na zawsze zerwą. Ale nie przyjaźń. No cóż. Mylił się.
- Nie zrozum mnie źle KT... Ale ja już nie chce być z tobą. Kocham Cię dalej ale wiesz.. Tak jak zawsze Cię kochałem. A to zdecydowanie za mało byśmy byli razem... - starał się być delikatny. Nie chciał jej przecież zranić.
 - Chodzi o Patricię, prawda?
Opuścił głowę. Dlaczego ona musi zadawać takie trudne dla niego pytania? Sam już nie wiedział o co bądź o kogo w tym wszystkim chodzi. Rzecz jasna że kocha Patricię najmocniej. I nawet zdaje się że ona odwzajemnia jego uczucie. Problem stanowi tylko i jedynie Dylan.
- Chyba tak.
Chwila ciszy.
- Dlaczego zerwaliście? - Miller nigdy nie chciał zdradzić jej dlaczego tak się stało. Bo najgorsze było to w tym że to była tylko i wyłącznie jego wina. Wyszła z domu ( nawet nie wie kiedy) i wtedy już jej nie zobaczył. Do niedawna.
- Nie mogę powiedzieć - odpowiedział jak zawsze.
- Kiedyś i tak to z Ciebie wycisnę - uderzyła go pięścią w ramię. Obydwoje się uśmiechnęli.
- Kiedyś - powtórzył.

~~ Perspektywa Patrici ~~

- Eddie jest na dworze - powiedziała Amber - Niech Cię jeszcze raz przytulę!
I znów rzuciła się na mnie.
Po co Eddie jest tak długo na podwórku?
- Sam? - spytała Joy, jakby czytała mi w myślach.
- Jest z KT. Dalej są razem? Byliby świetną parą, nie sądzicie? - dalej mówiła Panna Millington. Nie miała w ogóle pojęcia jaki ból sprawia mi wypowiadając takie a nie inne słowa. Kiedyś o mnie i o Eddiem też tak mówiła.
Praktycznie wszyscy mówili jak to Kara i Miller do siebie pasują. Strasznie mnie to denerwowało. Bardzo bym chciała nienawidzić teraz Jej. Ale niestety ją lubię. I gotuje pyszne jedzenie. Utrzymuje cały dom przy życiu.
Wiem, że to co zaszło między mną a Eddie'm nie będzie miało happy endu. Wrócę do Leeds i wszystko będzie po staremu. A Miller znajdzie sobie inną dziewczynę. Lepszą.
- Ambs,oddychanie jest jedną z rzeczy, którą na prawdę lubię.
- Już, już. - uśmiechnęła się szeroko. 
Odsunęła się i pierwszą osobą którą zauważyłam był nikt inny jak Eddie. Szedł w naszą stronę. Jak głupia patrzyłam na niego nie zwracając na nic innego. Widziałam tylko jego. Nikt inny nie był w stanie przerwać tego transu. No może z wyjątkiem jego....
- Zatańczysz? - wyciągnął rękę a ja wróciłam do rzeczywistości. Już nie byliśmy sami. Wokół mnie stała jeszcze Joy, Amber i Nina.
Mercer kopnęła mnie niezauważalnie w nogę zmuszając mnie do kroku w przód i złapania jego ręki. 
- Z przyjemnością - odważyłam się dotknąć jego zimną dłoń.
Doszliśmy do miejsca gdzie kilka par tańczyło (oczywiście wciąż nasze palce były owinięte wokół siebie). Złapaliśmy się należycie i już po chwili weszliśmy w rytm. Tańczyliśmy piosenkę lub nawet dwie. Muszę przyznać, że Eddie nieźle prowadzi. To był nasz kolejny pierwszy taniec.
- Skoro dziś mam urodziny.. - zaczął. Wciąż się kołysaliśmy w rytm piosenki - mam jedno życzenie - uśmiechnął się pokazując wszystkie swoje śnieżnobiałe zęby.
Kiwnęłam lekko głową wciąż patrząc mu w oczy i spytałam:
- Jakie?
- Pocałuj mnie.
Stanełam w miejscu. To życzenie raczej nie jest do wykonania. Gdybyśmy byli sami - czemu nie? Ale teraz...
- Nie mogę - szepnęłam
Zaczęłam nerwowo  spoglądać na boki jakbym miała wrażenie, że ktoś podsłuchuje naszą rozmowę. Gdyby ktoś to widział... Było by na prawdę źle. Ja MĘŻATKA całuje się z byłym chłopakiem. No i co z tego, że od ponad dwóch tygodni nie kontaktuje się z moim mężem. Gdy byłam z  nim czułam się jak w klatce. Tego nie mogę bo Dylan. Tego też nie mogę bo co powie Dylan. Nie zrobię tego bo Dylan będzie zły.
Dobra, okej! Kto wie, że mam męża? Nie licząc moich znajomych ( która z porównaniem do ilości gości jest tylko małą garstką)
Może moje sumienie po po prostu na to nie pozwala? Pff, jakie sumienie?
Znów spojrzałam na niego i zrobiłam to. Pocałowałam go.
Trochę dziwnie to wyszło. Najpierw mówię mu że nie mogę a kilka sekund po tym całuje go. Ale nie podzielę się nim moim wewnętrznym monologiem.
Poczułam jak się uśmiecha pod naciskiem moich warg na jego.
Boże. Kocham go.
Przytulił się do mnie dalej mnie całując (tak, przejął pałeczkę) i obkręcił mnie wokół swojej osi.
Jaką ja mam teraz nadzieję, że nikt tego nie widział.
- Zdecydowanie najlepszy prezent jaki dziś dostałem - wymruczał mi do ucha - Ba! Najlepszy w moim życiu.
Nie mogłam ukryć uśmiechu który aż cisnął się na moje usta.
Też mnie kocha.
Wiem to już od dawna ale z każdym naszym kolejnym pocałunkiem coraz bardziej się do tego przytwierdzam.
- Chciałbym te urodziny spędzić tylko z tobą - powiedział znów splatając nasze dłonie.
- Zamknij się już - znów się uśmiechnęłam.
Niech już nie psuje tej atmosfery swoimi romantycznymi tekstami.
Teraz czas by w końcu wrócić do rzeczywistości. Puściłam jego dłoń i razem poszliśmy do jakieś grupy osób, która najwyraźniej chciała porozmawiać z Eddie'm.
Przedstawił mnie wszystkim po kolei. Nie że było ich jakoś dużo tam. Zaledwie sześć osób plus ja i Eddie.
Porozmawialiśmy z kilka minut ( no proszę, już złapałam z nimi dobry kontakt) gdy Eddiemu nagle zachciało się iść do kuchni po zapas alkoholu.
- Chcesz piwo? - zapytał mnie jeszcze.
Spojrzałam na niego spode łba i podniosłam brwi do góry.
- Sorry, zapomniałem - wytłumaczył się i ( no oczywiście!) uśmiechnął się.
Odszedł kilka kroków ( kuchnia - a raczej blat który oddzielał dwa pomieszczenia była jakieś cztery metry od nas). W tym czasie, jeden z jego kolegów- Luke - zaproponował mi taniec. Jak mogłam się nie zgodzić?

Tą noc spędziłam u Eddiego ( cóż to miłe miłe zaskoczenie gdy weszłam do swojego pokoju a na łóżku spała Nina razem z Amber i jeszcze jedna nieznana mi dziewczyna. Przynajmniej miałam powód by spać u Eddiego. W łóżku. Z nim.) 
Podeszłam do komody na której stało jedno jedyne zdjęcie, gdy Eddie brał właśnie prysznic. Dałam mu to zdjęcie zupełnie z rana poprzedniego dnia w ramach prezentu na urodziny. Wiem, że to nie jest jakieś wyjątkowe cudo, takie o którym marzy każdy ale dla mnie zdjęcie jest szczególnie wyjątkowe. Po pierwsze jest także jedynym zdjęciem które miałam w laptopie (nigdy nie miałam odwagi by usunąć wszystkie ślady po Eddiem) Po drugie przedstawia mnie i jego na naszym ostatnim spotkaniu, prawie pięć lat temu. Było naszym ostatnim wspólnym zdjęciem przed zerwaniem.
Poczułam przyjemne mrowienie w okolicach obojczyka. Odchyliłam głowę w tył opierając ją na ramieniu Millera. On objął mnie nie przestając mnie całować. W końcu swoimi jakże przecudnymi pocałunkami dojechał do moich ust.
- Chodźmy już spać - wymruczał mi do ucha.







Wróciłam! Miałam wrócić w lutym, ale wróciłam teraz. Ale bynajmniej z nowym, lepszym zapałem. Przyznam otwarcie, że teraz interesuje się już innym serialem i już znudził mi się Anubis. Ale obiecałam sobie na początku (jak zakładałam tego bloga) że zakończę go epilogiem a nie zawieszeniem.
Ten rozdział przede wszystkim dedykuje Klaudii z którą ( mam nadzieję) znów się niedługo spotkam *.* I także Łucji ( z którą tez się kiedyś spotkam, nie ma co!) oraz Magdzie z którą kiedyś tak dużo pisałam. No i Iluzjonistce oczywiście. Ja dodałam rozdział - teraz twoja kolej! :)
Dziękuje Wam wszystkim ♥


środa, 18 grudnia 2013

Rozdział 7.

Po pomieszczeniu rozległ się aplauz i okrzyk. Właśnie do salonu wszedł Eddie. Każdy zaczął się z nim witać i składać mu najszczersze życzenia. 
- Nie idziesz dalej? - minęła mnie Joy, która właśnie schodziła po schodach. 
 Ubrała kremową sukienkę, z niewielkim kwiatem po prawej stronie. Zakupiła ją jeszcze jak byłyśmy w Anglii. 
 Pokręciłam głową. 
Bo właściwie to stałam na przed ostatnim stopniu. Przede mną stał wazon z kwiatami. Teraz go przynajmniej widzę. Stoję w tym miejscu i nie mogę się ruszyć. Przypomina mi się mój sen, ten co miałam cztery dni temu. 
 - Too, kiedy powiemy reszcie? 
Jeszcze odbijają mi się echem słowa KT. 
- Kiedy chcesz. 
Dlaczego ja tak przeżywam ten chory sen?
Wyciągnęłam z wazonu jednego czerwonego tulipana i poszłam do swojego pokoju. Położyłam go koło telefonu i włączyłam laptop. Maggie jest teraz jedyną osobą, którą chcę widzieć. 
 - Cześć - powiedziała, gdy tylko zobaczyła mnie na ekranie - co tam tak głośno? 
- Impreza urodzinowa na dole trwa. 
- A no tak! Eddie ma urodziny nie? Złożysz mu ode mnie życzenia. 
- Jeżeli go dziś jeszcze zobaczę - wzruszyłam ramionami. 
- No nie gadaj że nie pójdziesz do nich? Ciągle myślisz o tym śnie? Patty kochana. To tylko sen. Tylko. A czemu w ogóle się tym tak przejmujesz? Zależy Ci na nim? 
- Na Eddiem? - zapytałam siadając razem z laptopem na łóżku - było już tak fajnie dopóki nie spotkałam go. A teraz znów o nim cały czas myślę. Chciałabym aby był tylko mój. 
 - Ale ty masz Dylana. I dziecko. 
- Ale ja nie kocham Dylana. Tylko.. Eddiego - jego imię nie chciało mi przejść przez gardło. - Przez ten czas co jestem tutaj zrobił dla mnie więcej niż Dylan przez cały czas. 
To głupie ale dopiero teraz zdałam sobie sprawę z tego, jak cholernie za nim tęskniłam, jakim błędem było to, że zerwaliśmy. Jaki to ja błąd popełniłam zrywają z nim. Bo może to my właśnie tworzyliśmy by rodzinę, z tym maleństwem, które się jeszcze nie urodziło. 
- Patricio... 
 Powiedziała to takim głosem, że wiedziałam, że powie mi zaraz coś, czego nie widziałam, a powinnam. 
- Bo ja Eddiego bardzo dobrze znam. 
Zaskoczyła mnie. Czekałam aż dokończy. 
- Mieszkał u mnie. 
Czy to oznaczało coś więcej? 
- Nie mogę już więcej powiedzieć. Porozmawiaj z nim. Wyjaśnijcie sobie wszystko. Dobranoc. 
- Ale... 
Ale Maggie już nie była na chacie. Typowe dla niej. Rzucić coś co nie ma sensu i zostawić to bez wytłumaczenia. 
Podeszłam do wielkiego lustra, by zobaczyć jak się prezentuje. Ubrania luźne (w sam raz żeby pokazać się przy ludziach ) więc nie widać brzucha. Pod okiem została tylko sino różowa plama, którą łatwo można zakryć podkładem. Dorwałam się do kosmetyczki i wybrałam odpowiedni krem. Okej, pomyślałam, już nie widać. 
Cała złość i ochota morderstwa minęła, gdy zobaczyłam Eddiego na korytarzu, który najwyraźniej do mnie szedł. Zamknęłam drzwi i stanęłam na przeciwko chłopaka. 
- Jesteś piękna. 
- Jestem gruba. 
A ten stał jak głupi, uśmiechając się szeroko. 
 - Idziemy na dół? Zobaczysz, zjawili się wszyscy. 
Pociągnął mnie za rękę w poszliśmy w kierunku schodów. 
Stanęłam dokładnie w tym samym miejscu co w śnie. Przeklęte miejsce. 
 - Idziesz? 
 - Tak. 
Eddie miał rację. Zjawili się na prawdę wszyscy. Znajomi z liceum. Znajomi z studiów. I inni znajomi Millera, których akurat to nie znam. 
Poczułam na siebie wzrok kogoś innego. Nie Eddiego, choć ten też teraz się na mnie patrzał. 
Zignorowałam to i poszłam usiąść koło Joy, która rozmawiała właśnie z Marą. Ile to ja jej lat nie widziałam? 
- Jednak postanowiłaś się zjawić? - zapytała Joy, gdy tylko znalazłam się wystarczająco blisko niej bym coś usłyszała. 
Zjawiłam się tu, bo chciałam pogadać z Eddie'm na temat jego i Maggie ale jak go tylko zobaczyłam to to wszystko wydało mi się dziecinnie głupie i nie miałam ochoty z nim o tym gadać. 
- Na prawdę nie spodziewałam się tu Ciebie, Patricio - powiedziała Mara - a Dylan też tu jest? 
- Nie mógł przyjechać - skłamałam - a jak układają Ci się twoje sprawy z Jerome'm? 
- Jest świetnie. Głupia byłam, w ostatniej liceum. 
Wiem, jak później Mara przeżywała to zerwanie z Jeromem. Gość ją zdradził, owszem, i to boli, ale oni są sobie pisani. Żałuje, że w 3 klasie tak żadko z nią przebywałam. 
- A teraz właśnie robi mi siarę. Jezu, jak ja się pokarze z nim publicznie? - zaskomlała - przepraszam was na sekundę. Zaraz wracam. 
Uśmiechnęłam się przyjaźnie. 
Tęskniłam za nią. Ona właśnie przypomina mi miejsce, w którym dorosłam. A wszyscy przyjechaliśmy do Anubisa jako dzieciaki. Od razu dało się poznać każdego charaktery. Bo każdy był inny. Mara, była jedną z tych, co wiecznie siedzą za książkami. Natomist ja cały czas się na kogoś darłam lub kłuciłam się. 
- Wyjdę na dwór - powiedziałam a raczej krzyknęłam do Mercer i ruszyłam w stronę ogrodowych drzwi. Nie było tu wcale ciszej. Muzyka tu także zagłuszała wszystko. Na horyzoncie zauważyłam parę, która wybrała się na spacer. Ja też chciałabym móc pokazać pewnej osobie, jak bardzo ją kocham. 
Nagle zrobiło się nieco ciszej. Puścili wolniejszy kawałek.
I ktoś w tym czasie wyszedł również na dwór. Zamknął szczelnie drzwi i podszedł do mnie. 
Eddie. 
- Coś się stało? - chyba się zmartwił. 
 - Wszystko okej. Tylko... Rozmawiałam przed zejściem na dół z Maggie - zupełnie nie potrzebnie rzuciłam ten temat - Składa życzenia - przypomniało mi się. 
- Podziękuj jej. 
- Powiedziała coś że wcześniej się już znaliście i że mieszkaliście razem czy coś tam. 
Przybrał poważny wyraz twarzy a na jego czole pojawiła się długa pozioma kreska. Widziałam to doskonale. Przed nami stał szereg lampek ogrodowych wbitych w piaszczyste podłoże. I ten księżyc. Była pełnia. 
- Bo mieszkaliśmy tam kiedyś przez jakiś czas. Za dawno, żeby wchodzić w szczegóły. 
Coś mi kazało w to uwierzyć. Powiedział to tak, jakby było to prawdą. Musi to być prawdą. 
- Maggie by w takim bądź razie nie trzymała tego w tajemnicy przede mną. 
- Po prostu mi uwierz. 
I jakby nigdy nic mnie pocałował. Jakbym nie była mężatką. Jakbyśmy byli parą. 
Złapałam go za głowę wkładając moje czarne paznokcie w jego miękkie włosy. Jak go na prawdę kocham. 
Chłopak zdziwił się, że go nie odepchnęłam. Ale całował dalej. Złapał za talię i przysunął mnie bliżej mnie. Wsunął mi swój język do ust. Kiedyś brzydziłam się kogoś śliną. Teraz z resztą też, ale nie jego. Drugą rękę, dla wygody położyłam na jego placach. To było miłe uczucie. Czułam jak ten, i wszystkie inne co miały miejsce pocałunki,były moim pierwszym. Eddie dał mi nadzieję, że może on również mnie kocha jak ja jego? Pewnie każdy by pomyślał, że życie jak z bajki. Bo tak jest. Poza tym, że prawnie wciąż jestem z Dylanem i go właśnie zdradzam. 
- Musimy....... Przestać. 
Pogładziłam kciukiem jego pieprzyk, na szyi z lewej strony. 
- Yhym - odpowiedział i jeszcze bardziej wpoił się w moje usta. Ręce, które były na moich plecach zsunął jeszcze niżej. 
Łapczywie łapiąc oddechy oderwaliśmy się od siebie. Dość niechętnie. 
Wtuliłam się w niego a on otulił mnie swoimi wielkimi rękami. Wciąż staraliśmy się, by nasze oddechy wróciły do normy. 
- Już nie wytrzymuję, Eddie... 
- Spokojnie - pocałował mnie w czoło - wszystko będzie dobrze. Jesteś ze mną. 
 - A jak będę musiała wrócić do Anglii? Do Dylana? 
- Trzymaj się od tego świra jak najdalej. 
Piosenka znów zrobiła się szybsza, co oznacza że i głośniejsza. 
- Kochasz mnie?
Musiałam wiedzieć. 
- Najbardziej w świecie. 
- To czemu nie zrobiłeś nic jak zerwałam z tobą? 
- Wiem, że wtedy zachowałem się jak dupek i nie dziwię Ci się, że zerwałaś ze mną. W sumie to też myślałem, że może tak jak kiedyś znów będziemy razem. Ale ty.. 
- Ale ja wyszłam za mąż. To była decydowanie najgorsza rzecz, jaką zrobiłam. 
I wszystko jasne. Moja wina. Gdyby nie to pewnie dalej bylibyśmy razem. Kłócilibyśmy się dalej ale wtedy może bylibyśmy szczęśliwi? 
- Najgorszą rzeczą jaką ja zrobiłem to to, że dopuściłem do zerwania. 
Niezły zwrot akcji. Przyjechałam tu, nie wiedząc w ogóle, że znów spotkam na swojej drodze Eddiego. Kontynuowaliśmy naszą przyjaźń a dziś, w dniu jego urodzin wyznał mi miłość. 
- Wracajmy już do środka - oderwałam się od niego a ten objął mnie ramieniem. 
- Zachowujmy się normalnie, jakby nic nie było - uśmiechnął się. 
Normalnie to ja bym go wyśmiała. Ale w innej sytuacji. 
- Wejdę frontem - dodał i po chwili zniknął za ścianą domu.

____♥____

Cześć :D ( Ale uwielbiam to słowo *.* )
Dodałam w końcu ten rozdział, nieco później niż planowałam ( od początku tygodnia staram się dobić do komputera by dodać ten rozdział). Ale skończyłam go w pełni słuchając wiecznie piosenki Avril Lavigne. Bez muzyki nie ma niczego xD 
Wiem, że ten rozdział jest taki bardzo bez sensu i w ogóle. Ale starałam się by był trochę dłuższy niż zwykle. Udało mi się? 
Sorry, że tak bez gifów ale jadę za chwilę do fryzjera. Wczoraj byłam, żeby zrobiła mi grzywkę i krzywo mi obcięła ;/ Wyglądam teraz jak jakieś dziecko.. Przypomnijcie mi, żebym na drugi raz nie chciała grzywki prosto -.-' I żeby już nigdy nie szła do tej fryzjerki. No :) 
I’m breaking free from these memories
Gotta let it go, just let it go
I’ve said goodbye set it all on fire
Gotta let it go, just let it go

Musiałam zacytować tą piosnkę no :D Kocham ją tak bardzo *.*
No! I jeszcze coś! Jadę w poniedziałek do sanatorium :(  Na święta wracam ale sylwester tam spędzę :'( Najpierw urodziny w tym miejscu ( 5 listopada - poszpanię, a co xD ) a teraz jeszcze dzień, na którego wyczekuję cały czas.
Do napisania w ferie :)))

niedziela, 20 października 2013

Rozdział 6 + czas się pożegnać na jakiś czas :)

Opychałam się właśnie daniem, które przyrządziła Kara. Nigdy bym nie pomyślała, że tak dobrze gotuje. No i to jest powód dlaczego jeszcze nie umarłam. Gdybym sama gotowała to.. to by było kiepsko. 
- Patty, no weź pomóż - starała się mnie odciągnąć od tej miski. 
Dziś odwiedzają nas Alfie i Willow. A skoro przychodzi ten pierwszy wymieniony, no trzeba przygotować więcej jedzenia. 
- Ale KT.. To jest pyszneeee... 
- Pat. - podniosła jedną brew. 
- Ja się tam wypisuje z tego. Niech Ci pomoże... O Eddie! - akurat wszedł do salonu - z nieba spadłeś! KT potrzebuje po... 
- Nie mogę - przerwał mi - muszę pojechać na lotnisko po Alfiego. 
- Ja też muszę! - podleciałam do zlewu umyć dłonie - myślę Kara, że najlepiej sobie poradzisz sama, wiesz... 
 - I tak mi nie pomagałaś. 
- Czepiasz się.. Gdzie są moje okulary? 
 - Tu - podał mi je Eddie. 
Jeszcze tylko torebka, która leżała na ławie i byłam gotowa. Zostawiliśmy KT w kuchni i poszliśmy do garażu. Tam stał samochód Millera. Weszłam do niego i zapięłam pasy. 
- Raczej nie musimy się śpieszyć - powiedział, gdy już wyjeżdżaliśmy z Vancouver - samolot przylatuje dopiero za pół godziny. 
- Eddie? Mogę się ciebie coś spytać? 
 - Jasne. 
- Dlaczego zerwaliście z KT? 
Skoro Eddie był szczęśliwy z nią to dlaczego ze sobą skończyli? A może po prostu uznali, że ten ich związek zniszczy przyjaźń. Bo nie oszukujmy się, moją przyjaźń z Eddiem zniszczył, osłabił. Ale tęsknię za nim. Jak jest blisko mnie, jak daleko - co za różnica? Nigdy już nie będzie tak jak dawniej. To wszystko co przeszłam w liceum powinnam wygumkować i napisać czarnym markerem ''Nowe''. Nowe życie. 
- Zerwaliśmy bo po prostu tak jest lepiej, Gaduło. 
- A nie czujecie się w swoim towarzystwie.. dziwnie? 
- A czy w twoim towarzystwie czuję się tak? 
Tak, Eddie. Ja się tak czuję. 
 - Nie - odpowiedziałam. Szkoda, że nie mam tyle odwagi by powiedzieć mu tego co myślę. 
Gdy już byliśmy na lotnisku i czekaliśmy okazało się, że samolot ma małe opóźnienie. To już lepiej było zostać w domu i podjadać dania KT. Nie lubię długo czekać. A jakby się okazało, że to jeszcze nie ten samolot, którym leci Alfie i Willow to...
Z głośników dobiegł jakiś głos, ale ja nie słyszałam dokładnie co mówi, gdyż miałam słuchawki na uszach. Eddie to już dawno opuścił miejsce siedzące i chodził po auli. W pomieszczeniu zrobił się nagły tłok a ja zrozumiałam, że właśnie przyleciał samolot. 
- Eddie, widzisz ich gdzieś? - wolałam się teraz trzymać blisko niego. Ludzi na prawdę było sporo. 
- Chyba wychodzą ale nie jestem pewny. 
Nie musieliśmy czekać długo. Po kilku sekundach para stanęła przed nami. 
- Patricia!? - Alfie stanął przede mną przecierając oczy - to naprawdę ty? 
Chłopak mocno mnie utulił. 
- Nie w Angli? - następnie uścisnęła mnie Willow. 
Chyba nie powiem im prawdziwego powodu mojego przyjazdu tu. 
- Przyjechałam nieco szybciej. Jak bym mogła przegapić te urodziny Eddiego? 
- Zbierajmy się do domu - zaproponował Miller. 
- Okej - uśmiechnęła się Jenks i pociągnęła swoją walizkę. Władowali je do samochodu Eddiego. 
- A wy? Czemu szybciej przyjechaliście? - zapytał Eddie odpalając samochód 
- Byliśmy w Ameryce u rodziny Willow - wytłumaczył Alfie - no i nie chcieliśmy tam długo siedzieć. 
 - Aż tak nudno było? - Eddie spojrzał w lusterko, by widzieć tył samochodu a konkretnie Willow i Alfiego. 
- Pff, nieee - powiedział Lewis z sarkazmem. Mina jego wykazywała wszystko. Może rodzina hipiski jest jeszcze bardziej dziwniejsza niż Ona sama? 
- Na długo wróciliście? - musiałam zacząć inny temat, by nie nastała niezręczna cisza. 
 - Zamierzamy trochę czasu spędzić nad oceanem - Brytyjka czule uśmiechnęła się do Alfiego. 
 - Potem pozwiedzamy sobie to miasto - dodał ciemnoskóry. 
- Spokojnie do wakacji już nas nie będzie. 
 Po dwóch minutach stanęliśmy pod mieszkaniem. 
- Matko, ten dom nic się nie zmienił - odezwała się ruda kiedy tylko weszła do środka. 
- Eddie, mogłeś pomóc mi z walizkami - do pomieszczenia wtargnął zmachany gość.
- Ja po prostu wiedziałem, że sobie poradzisz - zaśmiał się - nie chciałem Ci przeszkadzać. 
Po chwili do salonu wparowali pozostali mieszkańcy i przywitali się z parą. To miejsce przypominało mi internat, w którym kiedyś mieszkałam. Brakowało tylko zrzędliwego dozorcy, Victora. Amber, która miała obsesje na punkcie mody. Mary, od której przeważnie spisywałam zadania domowe. Jerome'a, który zawsze miał poczucie humoru. Niny i Micka też. I Trudy! W sumie to bym nawet chciała wrócić do tych czasów. W sumie nawet bardzo. 
- Żarełko!!!- z zamyśleń wyrwał mnie głos Alfiego. 
Tak się śpieszył do jedzenia, ze wleciał we mnie. A ja natomiast poleciałam na Eddiego, który w ostatniej chwili zdążył mnie złapać. Okulary, które jeszcze przed chwilą były na moim nosie zsunęły się na ziemię. 
- O Boże! To ja ci zrobiłem?!- spytał spanikowany Alfredo, gdy zobaczył fioletową plamę pod okiem. 
 - Nie. Już wcześniej to miałam - wymusiłam uśmiech. 
- Co się stało?- dopytywała się jego dziewczyna.
- A nic - naprawdę nie chciałam o tym gadać. Wystarczająco dużo osób już wie o tym - pójdę do siebie. Do zobaczenia.
W moim pokoju było tak cicho, spokojnie i nawet nie wiem kiedy zasnęłam.



- Przyjdź do Star Bucks'u. Musiałam tylko zanieść papiery do pracy. Chciałam to zrobić jeszcze przed wyjazdem do Angli ale na śmierć zapomniałam.
- Joy. Ja nie wiem, gdzie to jest.
- Jak wyjdziesz z naszego mieszkania skręcasz w prawo i cały czas prosto. Dojdziesz. Spokojnie. Czekam.
I się rozłączyła.
Jak już pewnie wiadomo Mercer nie da się sprzeciwić. Wzięłam torebkę i zeszłam na dół. Zatrzymałam się dopiero na przed ostatnim stopniu gdy usłyszałam czyjąś rozmowę.
 - Too, kiedy powiemy reszcie?
Wychyliłam się bardziej by zobaczyć detale.
 Na blacie kuchennym siedziała KT a przed nią stał Eddie trzymający jej dłonie.
- Kiedy chcesz - wzruszył ramionami.
 Następnie Kara schyliła się by móc pocałować Millera. 
A we mnie coś pękło.
 Zrobiłam jeszcze jeden krok w przód lecz nie poczułam parkietu pod nogami. Głośny huk rozniósł się po całym mieszkaniu gdy zbiło się szklane naczynie. Skąd do cholery wziął się tu ten wazon?


_________

Okej, żeby nie było to nie mam zamiaru usuwać bloga :* Kocham dalej ten serial tak bardzo *_____*. Ale miałam lenia. Takiego wielkiego :D  
Ten rozdział pomogła mi napisać Ana♥ 
 '' nananana nie wiem co dalej :D
nie znam się na twoim blogu ;c
napisz że dalej pojechali w ciszy xD ''
Nie interesujesz się tym, nie wiesz a tyle pomogłaś <3 
Mam nadzieję, że kiedyś tam mi jeszcze napiszemy razem :)
Kolejna sprawa : Jadę do sanatorium ^.^ W środę. Szczerze to wątpię, że będę tam coś pisać. Pobyt tam to będzie jakieś cierpienie...
Czyli kolejny rozdzialik może pojawić się dopiero pod koniec listopada.
Kocham Was ♥ Do napisania :*

Hahhaha :D Alfie i Joy :D