poniedziałek, 11 sierpnia 2014

Rozdział 10.

- Listonosz!
Joy zbiegła ze schodów o mało co się nie przewróciła. Od trzech tygodni czeka już na jakiś ważny list dotyczący pracy. Skończyła wymarzone studia dziennikarskie i znów wysłała CV do kilku redakcji (bardzo popularnych redakcji..). Pracowała już wcześniej jako dziennikarka ale... ale odeszła. Z tego co wiem, napisali jej bardzo pozytywne świadectwo pracy. Z taką opinią myślę, że dostanie się bez problemu, tam, gdzie marzy.
- I co? - zapytałam odkładając kryminał Sofie Sarenbrant.
- List do Eddiego, Fabiana no proszę także do KT - mówiła to rzucając pojedynczo każdą kopertę na blat kuchenny - Ale do mnie nic. Zaczynam tracić już nadzieję.
- Powinnaś jeszcze zaczekać. Z tydzień.
- Mam dość tego czekania, Patty.
- Chodź tu - wyciągnęłam przed siebie rękę. Skoro jestem jej przyjaciółką (bo jestem?) powinnam ją pocieszyć. 
 Usiadła obok mnie ukrywając twarz w dłoniach, jakby łkając. I gdy już miałam powiedzieć coś, co podniesie ją na duchu, po domu znów roznosi się dźwięk dzwonka.
Mercer nawet nie raczyła podnieść głowy, a nikt nie zeszedł na dół po pięknych, drewnianych schodach więc to mi przepadło otworzeniu drzwi gościowi.
Podeszłam do nich odwracając się jeszcze raz do Joy, która siedziała w tej samej pozie jak przedtem. Obawiam się, że na prawdę płacze.
Otwieram drzwi i widzę:
- Pani Miller!
Natychmiastowo zakładam ręce na piersi, oczywiście wiem, że nie jest to kulturalne ale robię to już automatycznie gdy widzę kogoś znajomego.
Tylko to nie jest zwykła osoba, którą znam. To przecież mama Eddiego!
- Proszę, proszę wejść - mówię, przesuwając się na bok by ustąpić jej miejsca.
Spoglądam na taksówkę, która stoi przed domem a nią stoi chłopak siłując się z walizkami. Odwrócił się w moją stronę, gdy tylko poczuł, że mu się przyglądam.
- Cześć Patricio! Zaraz, czy to jest Pierre? Młodszy prawie dziesięć lat, przyszywany brat Eddiego.
Dwie kompletnie różne osoby.
- Nie wierzę. Pierre Dowell? - jestem z siebie dumna. Wciąż pamiętam jego nazwisko. - ile to w końcu masz już lat?
- Skończyłem w końcu osiemnaście.
- A jednak wciąż jesteś tu.
Ruszył w moją stronę z trzema walizkami, które zostawił pod drzwiami.
- Coś spadło - powiedział nie odpowiadając na poprzednie pytanie.
Podał mi kawałek papieru. Nie, zaraz, to był list. Do Joy.
A więc jest nadzieja. Nie potrzebnie szatynka się tak tym przejmowała?
W sumie jej nie rozumiem. Jest zastępcą dyrektorki innej redakcji a startuje do innej. Do konkurencji.
Z przeciwieństwem do mnie. Ja wcale nie mam pracy.
Zaczynam się zastanawiać jak to dalej będzie. Ale znajdę jaką dorywczą prace (no serio, kto przyjmie do pracy kobietę w ciąży?) albo będę musiała wrócić do Anglii. Do Dylana.
Nie dam rady.
Weszliśmy do salony, w którym Eddie już witał się ze swoją mamą.
- Cześć, młody - Miller jednym ruchem przygarnął Pierre do siebie i po bratersku poklepał go po plecach. 
Uśmiechnęłam się. Wyglądało to całkiem uroczo (uroczo? Hej, co się ze mną dzieje?)
Chciałam już zostawić ich samych. Pewnie chcieli porozmawiać, tu w salonie. I pomyśleć, że może kiedyś do tej rodziny się zaliczałam? 
Już znikałam powoli na schodach gdy usłyszałam głos pani Miller.
- Patricio? Nie zostaniesz z nami? 
Odwróciłam się i spojrzałam na mamę Eddiego, próbując wymyślić jakieś sensowne wytłumaczenie. Ta, uważnie przyglądała mi się. 
A może myśli, że wciąż jesteśmy razem? W końcu jak byliśmy młodsi to często zdarzało nam się rozstawać i znów zchodzić.  
- Bardzo chętnie, ale - ale co? 
- Nie jesteśmy znów razem, mamo.
Brawo Eddie. 
Grunt to być szczerym, prawda?
- Tak, właśnie - uśmiechnęłam się szczerze i po prostu poszłam dalej. 
Do pokoju Joy oczywiście. 
Bardzo chciałam zobaczyć jej minę jak przeczyta, że się dostała. Bo oczywiście się dostanie, mam nadzieję. 
Weszłam jak zwykle bez pukania. Joy siedziała przed macbookiem i wydaje mi się, że z kimś rozmawiała ale natychmiast gdy weszłam zamilkła. 
Postukała w klawiaturę, odpisując, zamkneła laptop i odwróciła się w moją stronę. 
Bez słowa podeszłam do niej podając jej kopertę.
- To...
Pokiwałam głową, równie jej przerywając.
Rozerwała ją jednym ruchem, rozwinęła list i zaczęła czytać. 
- Z radością informujemy, że... O MATKO PRZYJĘLI MNIE! 
Z największym uśmiechem jaki kol wiek u niej widziałam wstała wypuszczając kartę z dłoni i przytuliła się do mnie. 
- Muszę iść do Kary - powiedziała wciąż tuląc mnie. 
- Oczywiście - powiedziałam odrywając się od niej.
Zobaczyłam już tylko pęk włosów i zostałam sama w pokoju. 




Okej, okej. 
Rozdział nudy, ale to dlatego, że jakoś wypadłam z pisania.Następny będzie lepszy, obiecuję!
I będzie więcej Eddiego. W tym rozdziale bardziej skupiłam się na Joy.
Chciałam dodać rozdział w sobotę ( No wiecie Burkely miał urodziny)  ale nie było mnie w domu całą sobotę i niedzielę a nie miałam nic napisane jeszcze :)
Więc, do napisania! ♥

Ommmmmmm ♥♥♥















6 komentarzy:

  1. Świetny rozdzial!!!
    Chce wiecej Peddie!! ^.^
    Czekam z niecierpliwoscia na nexta ;) mam nadzieje ze bedzie szybko :D

    OdpowiedzUsuń
  2. Extra :3 Więcej Peddie!!! Rozdział boski!!!! :3 <3 czekam na nexta, który mam nadzieję pojawi się niedługo <3 .

    OdpowiedzUsuń
  3. Super rozdział :) choć kilka blędzików :P
    Taaaaaaak"!! Więcej Eddiego....! :D

    OdpowiedzUsuń
  4. A ja już miałam pisać, czy masz zamiar dalej to kontynuować.
    Od razu poprawił mi się humor jak zobaczyłam nowy rozdział, ale... on jest za krótki :( szybko go przeczytałam i czuje nie dosyt.
    Rozdział zostawił po sobie ciekawość, co będzie dalej. Przyjazd mamy Eddiego jest fajnym pomysłem.
    I liczę jeszcze na przyjazd Dylana ^^ ciekawie by było. Miałam cichą nadzieję, że to on złożył wizytę.
    ,,Wypadłam z pisania" oj znam to uczucie :( jest straszne. Ciężko potem się pisze szczególnie jeżeli nie ma się konkretnych planów na akcje i zapału. Ale skoro już coś napisałaś to mam nadzieję, że dalej pójdzie sprawnie i nie będzie trzeba tyle czekać, a i rozdział będzie dłuższy :).
    Widzę tutaj wyżej napisane, że jakieś błędy. No ja ich nigdy nie widzę, ślepa jestem na takie rzeczy szczególnie jak czytam z przejęciem ;p.
    Eh aż samej mi szkoda, że skończyłam bloga jak patrzę jak inni jeszcze piszą :( . Chciałam jeszcze podziękować bo dokładnie pamiętam, że skomentowałaś mój pierwszy rozdział i dotrwałaś ze mną do końca. Kiedy nie chciało mi się już pisać twoje komentarze zawsze mnie motywowały. Dla mnie one dużo znaczyły.
    Tylko mi tego nie rób i nie przerywaj tej historii w połowie :p. Jeżeli utkniesz w jakimś momencie zawsze możesz do mnie napisać, to jakoś z tego wybrniemy, byle byś mi tu nie zawieszała bloga :D
    Czekam na ciąg dalszy rodział, dłuższy mam nadzieję, choć będę szczęśliwa jeśli wgl wstawisz coś :**

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie masz się o co martwić :) Kiedyś sobie przysięgłam że zakończe to opowiadanie epilogiem. I tak będzie. Chodźby nikt go już nie czytał dobrne do końca.
      Dylan oczywiście że będzie! (No cóż mam do niego słabość). I chodź starałam się go pokazać w dobrym świetle to wyszedł z niego czarny charakter.
      A mama Eddiego? Nie zamierzam jakoś długo ją trzymać. Chciałam dodać ten wątek z braten i tyle :P Przyjechali, niedługo pojadą :P
      Chce Ci też podziękować, bo to ty zawsze też mi komentujesz. I cieszę się, że znalazłam bloga, na którym dziewczyna wstawiała twoje opowiadania. Jestem zaszczycona że byłam jedną z tych pierwszych co podziwiały ten talent.
      Stefan pozdrawia was!
      A teraz do nauki! :))))

      Usuń
  5. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń